środa, 30 marca 2016

Kurczak w pomarańczach

przepis Kaja Kaczmarczyk oraz fotokulinarnie.pl


W lodówce miałam piersi z kurczaka, a na stole w salonie leżały pomarańcze. I korciło mnie bardzo żeby jakoś te dwie rzeczy ze sobą połączyć... Wpisałam szybko w wyszukiwarkę hasło 'sos pomarańczowy'. Jednym z pierwszych linków jaki mi wyskoczył było fotokulinarnie.pl. Sam przepis był dość prosty - skarmelizować cukier, dodać sok z pomarańczy, następnie ocet balsamiczny i masło. Szybko go przygotowałam (i nawet redukcja mi wyszła, yuhuuu!) i wzięłam się za resztę. Do kubka nasypałam kaszy kuskus, zalałam ją wrzątkiem i przykryłam żeby napęczniała. Pierś z kurczaka pozbawiłam błonek, doprawiłam solą i pieprzem i w całości podsmażałam na patelni, aż do zarumienienia się skórki. Czas przygotowania całości - poniżej pół godziny.

W smaku poszczególne elementy były bardzo dobre. Sos pomarańczowy absolutnie podbił moje serce. Niby słodki, niby wytrawny i z intensywną nutką pomarańczy. Dobreee... Miałam jednak trochę wewnętrznego niepokoju czy połączenie całości będzie równie smaczne. I faktycznie, oddzielnie wszystko było pyszne, ale sos i mięso nie grały ze sobą idealnie. Na przyszłość muszę pamiętać, żeby wykorzystać np. kacze mięso. Ma ono bardziej zdecydowany smak i powinno lepiej grać ze słodkawym pomarańczowym sosem.




Cena dania - 20 zł / 2 porcje
Ocena dania - 7/10

niedziela, 27 marca 2016

Mazurki Wielkanocne 2016


Tym razem zupełnie bez przepisów i bez opinii kulinarnych - po prostu chciałam się pochwalić domowymi mazurkami i procesem ich przygotowywania.

Babcia zapewniła cztery kruche spody. Ja roztopiłam absolutnie wszystkie czekoladki i bombonierki jakie tata znalazł w domu. Niezbędny był dodatek masła i mleka, bo masa wyszła za gęsta. Nie była oczywiście tak piękna i gładka, jak w wypadku oryginalnego kajmaku, ale przynajmniej słodkości w ilości nieskończonej się w domu nie zmarnują. Gdy wszystko było gotowe, a bakalie pokrojone w odpowiedni format zasiedliśmy we czwórkę przy stole - ja, mama, tata i Dima - każdy ze swoim mazurkiem i dzielnie wzięliśmy się do pracy.


Oto efekty!










Moje królicze uszy

Taty krwiożerczy królik a la Monty Python

Mamy świńskie słoneczko
Dimy nowoczesna wariacja na temat królika

WESOŁYCH ŚWIĄT! 
WESOŁEGO JAJKA I MOKREGO DYNGUSA!

Mini babeczki Bounty

przepis Moje Wypieki


Jak powszechnie wiadomo w koszyczku wielkanocnym musi znaleźć się kawałek ciasta. Tradycyjnie jest to baba wielkanocna w wersji mini. Najczęściej niestety kupna, bo w domu jak już robić to dużą!  Zgodnie z tradycją i wierzeniami, taki kawałek ciasta w koszyczku symbolizuje umiejętności i doskonałości, używanie więc do tego kupionego kawałka ciasta wydaje się co najmniej dziwne. Postanowiłam więc, że w moim tegorocznym koszyczku znajdzie się ciasto wykonane w domu od początku do końca. Szczególnie, że jest to pierwszy własny koszyczek z narzeczonym, z którym pójdziemy we dwójkę do kościoła. Ma być więc idealnie.

Ideału jednak nie osiągnęłam z bardzo prostego powodu. W okresie przed-świątecznym wszystkie co potrzebne produkty w sklepach rozchodzą się w tempie natychmiastowym (bardzo dobrze pokazuje to fakt, że śmietankę 30% znalazłam dopiero w trzecim supermarkecie do którego pojechałam). Nie udało mi się więc kupić foremki na mini baby. Czarna rozpacz zawładnęła mym umysłem. Chociaż, nie no aż tak źle nie było. Kupiłam papierowe foremki do muffinów i uznałam, że skoro jesteśmy młodzi, to w koszyczku będzie nutka nowoczesności i zamiast bab będą babeczki! 

Przepis znalazłam bardzo szybko, był na pierwszej pozycji mojej ukochanej strony z wypiekami! Brzmiał apetycznie - kokos i czekolada. Niestety wymagał ucierania masła, czego absolutnie nie znoszę, ale uznałam, że będę twarda. Co to będą za Święta, jak nie będzie w nich trochę złości i cierpienia, haha. Samo przygotowanie nie zajęło dużo czasu, a dzięki używaniu innych, mniejszych foremek, zamiast 6 mini bab stworzyłam 11 (lekko rozlanych) muffinków. Po ostygnięciu polałam je czekoladą i zostawiłam do zastygnięcia. Jako że był już wieczór, a ja byłam zmęczona i nierozgarnięta to zapomniałam o posypaniu ich kokosem, ale już trudno. I tak wyglądają dobrze. Takie oto gotowe maleństwa mogłam ładować do mojego koszyczka i iść do kościółka. 

Pewnie wypadałoby jeszcze wspomnieć coś o smaku... Z tym musiałam się dość długo wstrzymać, bo przed święceniem nie wypada jeść. Jednak gdy już można było to okazały się być bardzo dobre. Mimo dość twardej 'skorupki' wnętrze jest delikatne i wilgotne, a polewa czekoladowa bardzo nich pasuje. Mogłam jej dać nawet więcej! Na co warto zwrócić uwagę, to fakt, że babeczki łapią wilgoć. Oznacza to, że im dłużej stały na zewnątrz, tym bardziej miękkie się robiły.




Cena dania - 10/15 zł
Ocena dania -  8/10

Mazurek czekoladowy

przepis Paweł Małecki


Bez mazurka nie ma Wielkanocy - to wie każdy z nas. W moim domu robienie mazurków zawsze było zabawą dla całej rodziny. Babcia piecze kruche spody i narzeka, że jej zupełnie nie wyszły, gdy naprawdę są przepyszne. Mama robi polewy kajmakowe i marudzi, że łatwiej byłoby przecież z puszki. Ja z tatą szykujemy różnorakie projekty, najpierw na papierze, a później bakaliami na ciastach. Mieliśmy już mazurki z wielbłądem, z jeżem, z choinką, ze znaczkiem Volkswagena, a raz nawet ze wzorem chemicznym cząsteczki kofeiny. Dla mnie szykowanie mazurków to jedyna tradycja Wielkanocna, którą lubię i która sprawia mi radość. W tym roku trochę się jednak wyłamałam, bo poza wielkim rodzinnym mazurkowaniem zrobiłam też mojego własnego. I to nie byle jakiego! Przepis znalazłam w książce kucharskiej Pawła Małeckiego stworzonej dla Lidla i bardzo mnie on zaintrygował. Zamiast kruchego ciasta - lekki biszkopt bez mąki. Nie na płasko, tylko przełożony ganaszem czekoladowym i dżemem porzeczkowym... Zapowiadał się taki bardziej cztero-warstwowy tort. I to tort w którym są w sumie 4 tabliczki czekolady! Nie mogłam mu się oprzeć. Postanowiłam przygotować dwa. Nie przejmowałam się oczywiście poziomem ich słodkości i kaloryczności. W końcu są gluten-free, a wszystko co takie jest musi być zdrowe!

Upieczenie biszkoptowego ciasta nie stanowiło dla mnie żadnego problemu - przygotowywałam je już kilka krotnie do innych tortów i to też w wersji bez mąki. Wiedziałam więc jak osiągnąć zamierzony efekt. Większy problem, jak się okazało stanowił ganasz czekoladowy. Postępowałam słowo w słowo zgodnie z przepisem. Zagotowałam śmietankę 30% z miodem. Dodałam do niej czekoladę i mieszałam aż do rozpuszczenia, a następnie dodałam masła. Na mniejszym ogniu jeszcze chwilę pomieszałam, żeby otrzymana przeze mnie polewa miała na pewno gładką konsystencję. Zestawiłam z ognia, chwilkę przestudziłam i przelałam do miski. Kolejnym krokiem wg. przepisu było "pozostawienie masy do momentu uzyskania konsystencji miękkiego masła". Moja po 3 godzinach nadal była płynną polewą. Trochę zestresowana postanowiłam zostawić ją więc na noc, aby się odpowiednio ścięła.

Rano nadal daleko jej było do masła, ale przynajmniej dało się nią smarować, a nie polewać. Przełożyłam więc oba mazurki ganaszem i dżemem. Udekorowałam je bakaliami (Dima pomagał!) i wsadziłam do lodówki. Po kilku godzinach w zimnie, gdy ciasto zostało wyjęte jako poobiedni deser odkryłam, że cały stres i trud w jego przygotowaniu zdecydowanie się opłacił. Ciasto jest PYSZNE! Biszkopty dzięki temu, że bez mąki, rozpływają się w ustach. Śmietankowy ganasz jest delikatny, ale bardzo bardzo słodki. Wszystko przełamane pięknie dżemem porzeczkowym i bakaliami na górze. Powiem szczerze, zakochałam się. Chyba będzie to stały element naszych kolejnych Wielkanocy, a pod inną nazwą i z innym przybraniem także i innych dni. W końcu słodkie czekoladowe ciasto jest zawsze mile widziane.

Co mnie dodatkowo ucieszyło, masy czekoladowej i brzegów ciasta zostało w nadmiarze, więc udało mi się zrobić także domowe bajaderki. Wrzuciłam do miski wszystkie resztki z przygotowań - ciasto, ganasz i bakalię - wymieszałam, zlepiłam w kulki i obsypałam kokosem. Najlepszy rodzaj słodkości to taki zrobiony przypadkiem :)















Cena dania - 30 zł
Ocena dania - 9/10

piątek, 25 marca 2016

Pierś z kurczaka z puree ziemniaczanym

przepis Kaja Kaczmarczyk



Dzisiejszy obiad był z rodzaju prostych, bez-przepisowych i w miarę szybkich. Pomimo rozplanowanego tygodnia z książką kucharską, czas nie pozwolił na zrealizowanie tych pomysłów. Dlatego stanęło na czymś zupełnie innym, ale jakże smacznym.

Puree ziemniaczane to mój ulubiony domowy sposób na podanie ziemniaków. Są takie delikatne i leciutkie jak chmurka. Czasem dodaję do nich gałki muszkatołowej, co sprawia, że smak jest jeszcze bardziej aksamitny. Drugą częścią obiadu były podsmażone na beztłuszczowej patelni piersi z kurczaka. W ramach przypraw użyłam kostki rosołowej, którą rozpuściłam w niewielkiej ilości gorącej wody. Dodałam oleju, wymieszałam dokładnie tworząc swego rodzaju marynatę i następnie zalałam nią piersi. Wszystko marynowało się przez cały czas gotowania ziemniaków, a gdy te były miękkie zabrałam się za smażenie. Chwila z jednej strony, chwila z drugiej strony... W między czasie rozdrobniłam ugotowane na miękko ziemniaki i dodałam do nich masła. Po niecałych 40 minutach obiad był gotowy (czas może nie jest zachwycający, ale gotowanie ziemniaków jednak chwilę trwa).

Wyszło bardzo smakowite, dobrze doprawione, z dość intensywnym smakiem. Kurczak był z zewnątrz dobrze podsmażony, w środku natomiast zachował wilgoć. No i to aksamitne puree... Me likey!








Cena dania -  30 zł (2 porcje)
Ocena dania - 8/10

środa, 23 marca 2016

Makaron z kurczakiem i szpinakiem

przepis Kaja Kaczmarczyk


Wszystko zaczęło się od Pędzącego Królika, restauracji przy pl. Teatralnym w Warszawie. Znam ją od dawna i jestem tam dość częstym gościem. Co jest jednak dziwne za każdym razem zamawiam dokładnie to samo penne z kurczakiem i szpinakiem. Jest ono zjawiskowo wręcz pyszne. Narzeczony też z resztą uwielbia to danie, więc któregoś dnia postanowiłam zrobić je sama. Co więcej nie szukałam przepisu w internecie, tylko improwizowałam.

Rodzaj makaronu dość mocno zależy od tego, co akurat jest w szafce. Czasem jest to penne, czasem farfalle, a ostatnio była to wręcz mieszanka trzech różnych makaronów. Do dania niezbędny jest jeszcze oczywiście kurczak, szpinak i suszone pomidory w oliwie. Na początku tego ostatniego składnika dodawałam symbolicznie, teraz jednak (specjalnie dla Dimy) na patelni ląduje cały słoik. Przygotowanie całości jest banalnie proste - podsmażyć co ma być podsmażone, ugotować co ma być ugotowane i połaczyć wszystko w jednym naczyniu. Ale efekt... Efekt jest zdecydowanie odwrotnie proporcjonalny do nakładu pracy. 

Makaron jest pyszny, dość lekki, ale bardzo sycący i co najważniejsze porcja starcza na dwa obiady. Jest to o tyle ważne, że całość jest tak dobra, że chce się ją jeść bez końca! Dima chyba nawet wspomniał kiedyś, że moja wersja jest lepsza niż ta z Królika. Mogłam sobie to jednak wymyślić sama w euforii obżarstwa. To co jednak wiem na pewno to to, że danie robi się szybko i mimo, że nie wygląda najbardziej elegancko na świecie to jest PYSZNE PYSZNE PYSZNE!







Cena dania - 20/25 zł (4 porcje)
Ocena dania - 10/10 (IDEAŁ)